Pobierz
najnowszy numer

Newsletter

Zapisz się do naszego Newslettera, aby otrzymywać informacje o nowościach z branży!

Jesteś tutaj

Postanowienia noworoczne

Printer Friendly and PDF

lead.jpg

Początek roku to doskonały moment, by podsumować to, co wydarzyło się w poprzednim roku, wyciągnąć odpowiednie wnioski na przyszłość i postanowić poprawę. Niemal każdy z nas to robi i… niewiele z tego wynika. Korzystając z okazji, składam wszystkim życzenia jak najlepszego wypełniania noworocznych postanowień – i to od początku do końca, a nie wybiórczo, jak to zwykle mamy w zwyczaju. A dlaczego? Hm… Bo zawsze jest tak, że jak się nie podejdzie do czegoś w sposób rzetelny i konkretny, precyzyjnie zaplanowawszy, jak nasze przedsięwzięcie ma się zakończyć, to można trwać w przeświadczeniu, że jest dobrze – albo nieźle – a w rzeczywistości jest mizernie i dość niebezpiecznie…

Spójrzmy, drodzy przyjaciele, na naszą branżę – branżę systemów bezpieczeństwa. Wszystko jest już niby bardzo dobrze przygotowane – i przepisy lokalne (polskie), i tłumaczenia, i interpretacje rozmaitych norm europejskich, mamy normy zharmonizowane i certyfikaty, zaświadczenia, aprobaty, dopuszczenia. Czego zatem brakuje? Co jest nie tak? Zdaniem wielu kolegów z branży (tych świadomych i rzetelnych) brakuje przede wszystkim spójności między teorią a praktyką (rzeczywistością).

Weźmy za przykład branżę bezpieczeństwa pożarowego, a konkretnie systemy wykrywania zagrożeń pożarowych. O możliwości wprowadzenia urządzeń do sprzedaży i użytkowania decyduje spełnienie przez producentów szeregu wymagań stawianych przez rozmaite ustawy i normy. Na straży poprawności produkcji i sprawności urządzeń stoją certyfikaty, dopuszczenia, aprobaty oraz lepiej lub gorzej przetłumaczone oświadczenia producentów, za które sami ponoszą odpowiedzialność. I to jest oczywiście dobre – z jednej strony ustawodawca kontroluje rynek, broniąc go przed napływem taniego sprzętu o marnej jakości, z drugiej strony nie robi jednak tego, co najważniejsze zdaniem wielu z „nas” – ludzi z branży, mianowicie nie kontroluje w należyty sposób tego, w jaki sposób systemy oparte na tych urządzeniach są projektowane i instalowane w obiektach. Ktoś mógłby powiedzieć, że mamy w tej mierze pewne unormowania i wytyczne. Jasne, że tak, ale normy nie są obligatoryjne, a wytyczne zapisane w formie małych książeczek lub porad internetowych mogą być traktowane jak zbiór ciekawych tekstów, a nie jak jasna i klarowna instrukcja, jak należy, a jak nie należy postępować. Nie ma także żadnej kary za niezastosowanie się do większości wytycznych, chyba że za karę uznać należy reprymendę rzeczoznawcy ds. zabezpieczeń przeciwpożarowych lub konieczność poświęcenia czasu na forsowanie odstępstw lub uzgadnianie interpretacji przepisów. Ponadto rzeczoznawcy czasem nawzajem podważają podejmowane przez siebie decyzje, a będąc zupełnie obiektywnym i uczciwym, trzeba uznać, że w wielu przypadkach obie strony mają rację. Istnieje zbyt duża dowolność interpretacji przepisów istniejących i zbyt duża luka prawna, która nie jest zapełniona żadnymi jednoznacznymi zapisami o charakterze wymagalności.

Ale to oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej. Za wykryte nieprawidłowości w projekcie hali targowej w Katowicach (po słynnej tragedii sprzed kilku lat) projektanci usłyszeli zarzuty prokuratora. Takie sprawy, jak ta, ciągną się latami i – w zależności od branży, której to dotyczy – istnieje mniejsza lub większa możliwość udowodnienia nieprawidłowości działania projektanta, jego ignorancji lub niewiedzy. Jak wygląda sytuacja w przypadku projektantów systemów sygnalizacji pożarowej? Chyba najgorzej w branży. Podlegają bowiem wszelkim restrykcjom ze strony prokuratury w momencie wystąpienia nieprawidłowości, ale, z drugiej strony, nie mają żadnego wsparcia ze strony ustawodawcy czy administracji państwowej – ani w zakresie jasności przepisów i wytycznych dotyczących projektowania (o czym była mowa wcześniej), ani w zakresie szkoleń i podnoszenia kwalifikacji (mogą dobrowolnie wziąć udział tylko w szkoleniach organizowanych przez stowarzyszenia, instytucje, takie jak np. Instytut Techniki Budowlanej czy Centrum Naukowo Badawcze Ochrony Przeciwpożarowej, lub też firmy prywatne). Nie istnieje oficjalny, jedyny słuszny test sprawdzający w sposób obiektywny znajomość zasad projektowania systemów bezpieczeństwa pożarowego. Nie istnieje certyfikat potwierdzający jakość pracy projektanta. Nie ma – tak jak w przypadku produktów – audytów, testów kontrolnych i procedur recertyfikacyjnych dla usługodawcy, którym w tym zakresie jest właśnie projektant. Z tego powodu w szeregach projektantów obecni są farmaceuci, technicy weterynarii, filologowie, spawacze, ślusarze i specjaliści z innych branż – w tym elektrycy, domorośli elektronicy – którzy nie mają zielonego pojęcia o ryzyku i odpowiedzialności za prace, które wykonują. Oczywiście nie mamy nic przeciwko ogrodnikom w branży – i mamy nadzieję, że zostanie to dobrze zrozumiane – jednak bez gruntownego, ustawowo lub za pomocą odpowiedniego rozporządzenia, uregulowanego poziomu jakości wykształcenia, wiedzy i doświadczenia projektantów nie możemy spać spokojnie. To jeden z ważniejszych przykładów braku spójności norm i przepisów na naszym rynku, którym jak najszybciej powinni zająć się wszyscy mający wpływ na kształt branży bezpieczeństwa w Polsce. Chwała wszystkim projektantom – o wszelakim wykształceniu – za to, że próbują we własnym zakresie i na własny koszt podnosić swoje kwalifikacje, jednak tysiące projektów powstających każdego roku w Polsce nie pozostawiają złudzeń – istnieje konieczność ujednolicenia procesu kształcenia fachowców, określenia  przynajmniej minimalnych wymagań dotyczących ich umiejętności i wprowadzenia obowiązku odnawiania tych wymagań najrzadziej co trzy lata. Postęp technologiczny jest dzisiaj bowiem tak szybki, że nie można prowadzić prawidłowych prac projektowych bez ciągłego uzupełniania wiedzy. Z kolei młodzi projektanci potrzebują wiedzy praktycznej, doświadczenia, „żywych” przykładów od starszych i bardziej doświadczonych kolegów. Szkolenia mogliby przeprowadzać także strażacy – prezentując trudności, jakie napotykają podczas akcji ratunkowych w przypadku źle zaprojektowanego systemu sygnalizacji pożarowej czy ewakuacji (DSO, architektura i inne).

W tym miejscu koniecznie należy wspomnieć o podobnym problemie, który dręczy wykonawców. Jakość wykonywanych przez nich prac także nie podlega jakimkolwiek uregulowaniom. Rzetelność wykonawców – szczególnie w czasach kryzysu, kiedy na wszystko brakuje pieniędzy – jest szczególnie istotna. O ile o jakość instalacji wykonywanych w Niemczech, Stanach Zjednoczonych, Austrii czy w innych rozwiniętych krajach dbają także ubezpieczyciele, o tyle w Polsce często nie dba o nią nawet sam inwestor, nie zdając sobie sprawy z tego, jak wielki błąd popełnia. Zatrudniając do instalacji systemu bezpieczeństwa pożarowego firmę nieprzygotowaną, nieprzeszkoloną w tym zakresie, ryzykuje bowiem całym swoim majątkiem, a także naraża się na konsekwencje karne w przypadku jakiegokolwiek tragicznego wypadku zaistniałego wskutek błędnie wykonanej instalacji bezpieczeństwa. W Polsce występuje także zjawisko „zmowy” inwestora z firmą ­wykonawczą, ­świadczącą usługi wykonawcze w zakresie wyżej wymienionych ­instalacji. ­Takiego zjawiska nie spotyka się na zachodzie Europy. Dochodzi u nas do kuriozalnych sytuacji, kiedy to inwestor, powiadomiony przez producenta i rzeczoznawcę do spraw zabezpieczeń przeciwpożarowych o tym, że wybrany przez niego wykonawca nie ma żadnej wiedzy fachowej, przygotowania merytorycznego ani sprzętowego do wykonywania projektów czy samych instalacji, ze względu na niską cenę pozostaje przy swoim wyborze i w sposób świadomy naraża osoby trzecie na utratę życia lub zdrowia(!).

Wiele lat temu, z inicjatywy Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Pożarnictwa, powstała idea dobrowolnej certyfikacji usług. Oczywiście tematykę tę podjęły także inne stowarzyszenia i do dziś zostało przeszkolonych już wiele firm. Z uwagi na brak jakiejkolwiek obligatoryjności takiego procesu certyfikacji po latach niemal nikt nie zwraca już na to uwagi, a na konferencjach i spotkaniach branżowych w zasadzie przestało się o tym głośno mówić. Inwestorzy z zadziwieniem wysłuchują opowieści o podobnych pomysłach i praktykach, po czym zadają bardzo konkretne pytanie: jakie korzyści odniosę, zatrudniając taką, a nie inną firmę? Kiedy jednak poza wysoką jakością usług (dla wielu trudno mierzalną) nie pojawia się żadna korzyść w postaci np. zniżek ubezpieczeniowych lub innych zachęt ze strony administracji publicznej, rzadko decydują się na taki wybór. Dopiero po jakimś czasie trwania procesu inwestycyjnego okazuje się, że koszty związane z zatrudnieniem firmy „tańszej” znacznie przekraczają ceny ofert firm wprawdzie droższych, ale doskonale przygotowanych technicznie, sprzętowo i osobowo do rzetelnej pracy. Powodem tego jest konieczność dokonania wielu zmian i poprawek w błędnie wykonanych projektach i instalacjach, a czasem zwiększenie lub zmiana zakresu zamówienia z uwagi na całkowicie błędne rozwiązania wybrane przez nierzetelnego wykonawcę. Ponadto kosztowne procesy i spory o odszkodowania lub odzyskanie należności ciągną się latami.

Wracając zatem do życzeń noworocznych – życzmy sobie w nowym roku, by wszelkie możliwe instytucje publiczne, stowarzyszenia, centra naukowe oraz firmy prywatne zjednoczyły się w roku 2010, zakończyły wieloletnie debaty i spory na tematy mało istotne i zajęły się wspólnie stworzeniem dla nas wszystkich tak przejrzystych, jasnych i konkretnych warunków pracy, by była ona coraz ciekawsza i bezpieczniejsza dla usługodawców i usługobiorców, a także byśmy wszyscy mogli skupić się na dobrej robocie, a nie traceniu czasu na udowadnianie sobie racji w tych przypadkach, w których jest to bardzo trudne. Czekamy na impuls ze strony MSWiA lub innych organów publicznych i zaproszenie do rozmów na temat tego, jak ułatwić pracę nam, pracownikom branży zabezpieczeń, a także ludziom korzystającym z naszych produktów i usług. Konieczne wydaje się uzupełnienie istniejących rozporządzeń o zapisy bardziej klarowne i szczegółowe. Niezbędne jest wprowadzenie obligatoryjnych szkoleń dla projektantów wraz z konkretnymi zasadami ich certyfikacji oraz weryfikacji wiedzy w kilkuletnich odstępach. Spowodowałoby to automatycznie konieczność przyjęcia przez środowisko konkretnych wytycznych zarówno w zakresie projektowania, jak i wykonywania instalacji systemów bezpieczeństwa. Należałoby zatem koniecznie(!) włączyć do procesu legislacyjnego większe grono specjalistów, uznanych ekspertów oraz polskich i zagranicznych (obecnych na krajowym rynku) producentów, jako konsultantów posiadających ogromną wiedzę nie tylko teoretyczną, ale i praktyczną – tak niezbędną do tworzenia przepisów mądrych i potrzebnych. Powinno się jak najszybciej zadbać o zachęty dla firm ubezpieczeniowych (finansowe, podatkowe, inne), by mocniej zaangażowały się w ocenę jakości instalacji systemów bezpieczeństwa oraz kontrolę firm wykonawczych i samych inwestorów. Taki impuls ze strony administracji publicznej musiałby z kolei przełożyć się na znacznie lepsze warunki ubezpieczenia dla inwestorów, którzy lepiej zabezpieczaliby swoje obiekty oraz wykonawców, świadczących usługi lepszej jakości. Na znaczeniu zyskałaby certyfikacja usług. Koszty poniesione przez wszystkich uczestników rynku w początkowej fazie takiego procesu zmian z pewnością przełożyłyby się na większe przychody i mniejsze straty dla wszystkich w długim okresie. Rynek byłby bardziej uporządkowany, a kary za „grzechy” większe. Kto wie drodzy przyjaciele… Może nawet uda się w tym roku skończyć z praktyką tworzenia przepisów nie mających żadnego sensu1? To byłby naprawdę udany rok…

Grzegorz Ćwiek

Zabezpieczenia 1/2010

  1. Autor celowo nie wymienia tu przykładów, których jest aż nadto i każdy mógłby wymienić ich wiele.

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie tekstów bez zgody redakcji zabronione / Zasady użytkowania strony