Tak się złożyło, że w momencie ukazania się numeru 1(77)/2011 Zabezpieczeń z moim poprzednim artykułem zatytułowanym „Rynek nie znosi pustki” ogłoszone zostało Rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 10 stycznia 2011 r. w sprawie sposobu utrwalania przebiegu imprezy masowej, które uprawomocniło się 7 lutego 2011 r. W chwili obecnej, gdy wymagania formalne, jakie muszą być spełnione przez systemy monitorowania wizyjnego obiektów sportowych, stały się jasne, dają o sobie znać konsekwencje wcześniejszych działań, podejmowanych w warunkach przysłowiowej pustki legislacyjnej. Teraz ta pustka się wypełnia.
Przyjrzyjmy się dwóm incydentom, które miały miejsce na stadionie X i na stadionie Y. Nie podam, o jakie stadiony chodzi. Skupmy się na wydarzeniach i wypływających z nich wnioskach. Ich przebieg był bardzo podobny, lecz skutki prawne całkowicie odmienne. W obu przypadkach kibice zakłócili przebieg meczu, odpalając race świetlne, które poza silnym światłem wytworzyły gęsty dym spowijający trybuny. To jedyne podobieństwo, gdyż dalszy rozwój wydarzeń na tych stadionach był całkowicie inny.
Pierwszym z omawianych wydarzeń był mecz rozegrany między drużynami XX i YY, jaki odbył się na stadionie X. Kibicom YY udało się przemycić na teren stadionu race świetlne, które odpalili w trakcie meczu. Pomimo jasnego blasku rac oraz dymu spowijającego trybunę nagrania pochodzące z systemu monitoringu wizyjnego stadionu umożliwiły identyfikację sprawców zajścia, a także prześledzenie ich dalszych działań, które miały na celu zmylenie służb ochrony obiektu. Taktyka była zresztą dość typowa. Z sukcesem wypróbowano ją już wcześniej, podczas innych imprez. Polegała na szybkim przemieszczeniu się chuliganów w inny rejon stadionu i na zmianie ubrań, tak by uczestników zajść nie można było łatwo rozpoznać na podstawie cech zewnętrznych. Sprzyjał temu jasny blask rac, oślepiający kamery telewizyjne, i dym, który stanowił doskonałą zasłonę. Jednak tym razem sprawcy zostali zatrzymani i ukarani w trybie dwudziestoczterogodzinnym, a organizatorzy imprezy uniknęli dotkliwych konsekwencji karnych.
Należy podkreślić, że chuligani stanęli przed sądem, który wydał prawomocny wyrok na podstawie niepodważalnych dowodów dostarczonych przez system monitoringu. Kara nie została ograniczona do zakazu stadionowego w obrębie danego klubu, który mógł być wydany przez lokalne władze klubowe na podstawie regulaminu, bez konieczności gromadzenia jakichkolwiek dowodów i przeprowadzania procesu sądowego. To był prawdziwy sąd i prawdziwy, prawomocny wyrok sądowy.
Dlaczego system monitoringu wizyjnego zainstalowany na stadionie X okazał się na tyle skuteczny, że dostarczył wiarygodnych materiałów dowodowych dla sądu i pozwolił na natychmiastowe ukaranie sprawców? Przecież w okresie, w którym prowadzone były prace projektowe, a później instalacyjne, nie obowiązywało żadne oficjalne rozporządzenie w sprawie sposobu utrwalania przebiegu imprez masowych i system można było zaprojektować dowolnie. Także odbiór zainstalowanego systemu i przekazanie go do eksploatacji mogło odbyć się według dowolnych kryteriów.
Pomimo tak niejasnej sytuacji na stadionie X prace projektowe zostały przeprowadzone zgodnie z aktualną, powszechnie dostępną wersją propozycji rozporządzenia, które miało ukazać się w bliżej nieokreślonym czasie. Istotą projektu był dobór typów kamer i koncepcja ich rozmieszczenia. Specjaliści wiedzą, że najtrudniejsze jest spełnienie tych wymagań rozporządzenia, które określają warunki zakwalifikowania kamery do kategorii pierwszej.
Wyjaśnijmy, na czym polega problem. Celem spełnienia wymagań formalnych konieczne jest użycie kamer megapikselowych, wyposażonych w obiektywy zmiennoogniskowe o relatywnie długiej ogniskowej rzędu kilkuset milimetrów. Żadna z masowo produkowanych kamer szybkoobrotowych nie spełnia takich wymagań i odpowiednie urządzenia, z których składają się punkty kamerowe mające należeć do kategorii pierwszej, należy skompletować we własnym zakresie.
W przypadku stadionu X zastosowane zostały kamery z przetwornikami 1/3" o wysokiej dynamice, z obiektywami o maksymalnej ogniskowej równej 330 mm zainstalowane na głowicach szybkoobrotowych. Punkty kamerowe pracujące w kategorii pierwszej zostały rozmieszczone w taki sposób, by każda z kamer obserwowała trybuny z dystansu kilkunastu, najwyżej kilkudziesięciu metrów. Ponadto górne rzędy trybun i ciągi komunikacyjne są obserwowane przez kamery pracujące w kategorii trzeciej, co pozwala na śledzenie osób przemieszczających się w obrębie trybun i w korytarzach wewnątrz stadionu. To wszystko razem umożliwia identyfikację a następnie lokalizację i śledzenie osób uczestniczących w chuligańskich wybrykach, zaś użycie wielu kamer umieszczonych w niewielkich odległościach od obserwowanych obszarów uodparnia ten system na działanie dymu zasłaniającego trybuny od strony boiska. Nic więc dziwnego, że w omawianym przypadku sprawcy odpalenia rac świetlnych zostali ujęci i ukarani.
Zupełnie inaczej było w przypadku stadionu Y, gdzie podczas meczu ci sami kibice YY odpalili race świetlne, z których część wrzucili na boisko. Początek wydarzeń jest podobny do przypadku opisanego powyżej, jednak tym razem sprawcy zajść pozostali bezkarni, a klub został ukarany grzywną oraz przymusowym zamknięciem jednej trybuny.
Należy wyjaśnić, że dla klubu Y szczególnie uciążliwa jest kara zamknięcia trybuny, gdyż mieści ona 3500 widzów, zaś straty wynikłe z ograniczenia sprzedaży biletów w skrajnym przypadku mogą sięgać setek tysięcy złotych.
Chcąc ustalić, dlaczego tym razem żaden z chuliganów nie został zidentyfikowany, a klub został tak dotkliwie ukarany, nawiązałem korespondencję, początkowo z rzecznikiem prasowym Ekstraklasy, który nie udzielił mi żadnych istotnych informacji i odesłał do władz klubu Y. Skontaktowałem się zatem z rzecznikiem prasowym Y.
– Stadion X dysponował materiałem nagraniowym, który stanowił dowód sądowy i spowodował natychmiastowe skutki prawne wypływające z kodeksu karnego. Pytam, czy materiał uzyskany z systemu monitoringu Stadionu Y ma równą moc dowodową i jeśli dysponujecie Państwo takim materiałem, to dlaczego sprawa nie została dotychczas rozstrzygnięta, a Klub został w drastyczny sposób ukarany przez Ekstraklasę? – napisałem w liście do rzecznika.
Odpowiedź rzecznika prasowego klubu Y była, łagodnie mówiąc, wymijająca:
– Szanowny Panie. Proszę to pytanie skierować do policji i prokuratury. My możemy działać w ramach przysługujących nam uprawnień i to robimy. Co do kary Ekstraklasy SA – to również nie jest pytanie do nas. Musimy rozróżnić dwie rzeczy – zakaz klubowy i sądowy. Kluby mają, zgodnie z ustawą, możliwość orzekania zakazów klubowych polegających na zakazie uczestniczenia w kolejnych imprezach masowych realizowanych przez organizatora meczu piłki nożnej, nakładanym przez organizatora na osobę, która dopuściła się naruszenia regulaminu obiektu (terenu) lub regulaminu imprezy masowej.
Jak widać, w przypadku chuligańskich zajść, jakie miały miejsce na terenie stadionu X, sprawa zakończyła się jedynie regulaminowymi karami klubowymi. Nikt nawet nie próbował skierować jej do sądu, a waleczni chuligani zostali utwierdzeni w przekonaniu o swojej bezkarności i zachęceni do dalszych działań. Czy to możliwe, że klub Y dysponuje materiałem dowodowym, ale z niego nie skorzystał? Trochę trudno w to uwierzyć. Zastanówmy się zatem nad budową i działaniem systemu monitoringu wizyjnego stadionu Y, zainstalowanego i przekazanego do eksploatacji w 2010 roku.
Jak już wspomniałem, w okresie poprzedzającym ukazanie się rozporządzenia nie obowiązywały żadne przepisy wykonawcze określające budowę, działanie i warunki dopuszczenia do eksploatacji systemów monitoringu wizyjnego obiektów sportowych. Zarówno inwestorzy, jak i projektanci mieli wolną rękę podczas podejmowania decyzji.
W przypadku stadionu Y przyjęte zostało założenie, że całe sektory trybun będą obserwowane przez kamery megapikselowe o ekstremalnie dużej rozdzielczości, zaś dla zapewnienia odpowiedniego pola widzenia będzie się to odbywać z dużej odległości. Mówiąc ściślej, trybuny są obserwowane z przeciwległej strony boiska, czyli przez całą szerokość lub przez całą długość wewnętrznej części stadionu. Biorąc pod uwagę typowe rozmiary boiska piłkarskiego, mówimy tu o odległościach zdecydowanie przekraczających 100 m.
Intencją projektantów była ciągła rejestracja zachodzących na całym obszarze trybun wydarzeń, niezależnie od ich charakteru, i wychwycenie każdego zdarzenia, nawet pozornie nieistotnego. Ta z pozoru atrakcyjna koncepcja nie spełnia jednak żadnych ustawowych wymagań. Kamery pracujące w opisanych warunkach dostarczają obrazy, które z trudem można zakwalifikować do kategorii trzeciej, tymczasem rozporządzenie wymaga, by sektory trybun były obserwowane zgodnie z wymaganiami określającymi kategorię pierwszą.
Kolejnym warunkiem, który musi byś spełniony, by materiał nagraniowy mógł być wykorzystany w sądzie, jest odpowiednia liczba klatek telewizyjnych rejestrowana w ciągu jednej sekundy. Wartość podana w rozporządzeniu to dwanaście klatek na sekundę, zaś kamery zainstalowane na stadionie Y pozwalają na rejestrację tylko trzech klatek na sekundę.
Można się domyślić, że żadna z osób odpowiedzialnych za wybór takiego a nie innego rozwiązania nie zastanowiła się nad przydatnością systemu w realnych warunkach, jakie panują podczas każdego meczu piłkarskiego. Taki system może pracować poprawnie tylko w idealnych warunkach pogodowych oraz w przypadku braku zadymienia trybun. Nawet niewielka mżawka lub zadymienie, z jakim mamy do czynienia w przypadku odpalenia rac świetlnych, powoduje, że obraz z kamer obserwujących trybunę z odległości przekraczającej 100 m staje się nieczytelny. Stadion Y ma konstrukcję typową dla większości współczesnych aren – trybuny są ustawione dość stromo, a całość jest przykryta dachem, co powoduje, że dym nie rozwiewa się, lecz gromadzi w dolnej części trybun.
Równie krytyczny jest problem oślepiania kamer przez silne źródła światła, jakimi są race świetlne. Zauważmy, że na stadionie Y zastosowano kamery stacjonarne o niskiej dynamice i operator systemu nie ma możliwości zmiany ich ustawienia i usunięcia oślepiającego źródła światła z pola widzenia kamery, która reaguje zaciemnieniem całego obrazu, do końca tracąc zdolność do reprodukcji istotnych szczegółów rozgrywającej się sceny.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby opisane powyżej rozwiązanie stanowiło jedynie uzupełnienie systemu spełniającego wymagania ustawowe, a nie rozwiązanie podstawowe, na którym opiera się bezpieczeństwo całego obiektu. Jak łatwo się przekonać, choćby będąc na dowolnym meczu piłkarskim, pozostałe kamery zainstalowane na terenie stadionu Y także nie spełniają wymogów ustawowych. Przede wszystkim jest ich zbyt mało i na terenie obiektu występują duże strefy martwe, nie objęte żadną obserwacją. Kamery rozmieszczone wokół boiska są zainstalowane na głowicach wolnoobrotowych, więc ich przydatność do śledzenia dynamicznie zmieniających się scen jest znikoma. Ich zasięg w kategorii pierwszej jest niewielki i nie obejmuje ani całej płyty boiska, ani dalszych rzędów trybun.
Tak więc trudno się dziwić, że sprawcy opisanych zajść nie zostali ukarani. Podobna sytuacja powtórzy się każdorazowo, gdy kibicom zechce się odpalić race świetlne podczas kolejnych rozgrywek piłkarskich. Jedynym wyjściem jest modernizacja systemu i dostosowanie go do obowiązujących wymagań ustawowych. Można było przewidzieć to w momencie podejmowania decyzji dotyczących doboru, rozmieszczenia i wykorzystania kamer.
Wszyscy zainteresowani znali kolejne wersje rozporządzenia, o których publicznie dyskutowano. Można było przewidzieć, że prędzej czy później któraś z nich zacznie obowiązywać. Kluby, które pozwoliły sobie na inne, swobodniejsze podejście do tematu, muszą teraz ponieść konsekwencje. Szkoda tylko, że zapłacą za to podatnicy i nikt nie próbuje pociągnąć do odpowiedzialności osób, które zaoferowały bezsensowne rozwiązania, a także tych, którzy się na nie zgodzili.
Andrzej Walczyk
Zabezpieczenia 3/2011