„Przed dwudziestu laty podróż z Europy do Stanów Zjednoczonych trwała siedem godzin; kosztem osiemnastu miliardów dolarów skrócono ten czas do pięćdziesięciu minut. Wiadomo już, że dzięki dalszym miliardom ten czas lotu uda się skrócić o połowę. Pasażer, wysterylizowany na ciele i umyśle (żeby nie zawlókł do nas ani azjatyckiej grypy, ani azjatyckich myśli), naładowany witaminami i widowiskiem filmowym z puszki, będzie mógł przenosić się z miasta do miasta, z kontynentu na kontynent, z planety na planetę – coraz pewniej i szybciej, a wizja takiej fenomenalnej sprawności instrumentów opiekuńczych ma zatkać nam usta, byśmy nie zdołali spytać, do czego właściwie te błyskawiczne peregrynacje służą”.
Stanisław Lem, Głos Pana (1968)
Mija właśnie dziesięć lat od czasu, kiedy weszliśmy dumnie w XXI wiek. Pamiętacie Państwo, jakie wizje milenium mieliśmy wszyscy w połowie lat dziewięćdziesiątych? A jakie obrazy kuli ziemskiej i życia w latach z „dwójką” na początku mieli reżyserzy filmów nakręconych w latach osiemdziesiątych lub siedemdziesiątych ubiegłego stulecia? Mieliśmy już latać, a nie jeździć, mieliśmy przenikać zamiast przechodzić i teleportować przedmioty w ułamku sekundy zamiast przesyłać pocztą.
Mimo że tak się na razie nie dzieje, a przynajmniej nie w takim stopniu, o jakim marzyli Lem, Spielberg czy Clark, to jesteśmy coraz bliżej całkowitej zmiany zachowań i przyzwyczajeń, właśnie dzięki najnowszej technologii i wynalazkom ostatnich dwudziestu – trzydziestu lat. Chociaż powyższy cytat z powieści Stanisława Lema mógłby odnosić się do czasów przyszłych (dziś jeszcze nie przemieszczamy się z Europy do Ameryki w kilkadziesiąt minut), widzimy, że właściwie od zawsze człowiek snuł bardziej lub mniej prawdopodobne wizje tego, co miałoby go czekać w przyszłości. I co ciekawe, jeśli przyjrzymy się ewolucji, lub nawet rewolucji technicznej nieco bliżej, to okaże się, że zwykle największą przeszkodą dla ludzi w realnym przemieszczeniu się z jednej epoki technologicznej do drugiej były pieniądze. To fakt – wiele z wynalazków to pieniądze zmarnowane lub wydane (wydawałoby się) bez większego sensu, ale większość z nich właśnie generuje naprawdę duże zyski albo prowadzi do uzyskania sporych oszczędności. Czasem przedsiębiorstwa lub osoby prywatne wydają ogromne sumy na pomysły, z których nikt nie korzysta albo korzysta się w niewielkim stopniu. Zespoły marketingowe wielkich korporacji wydają miliardy dolarów rocznie, by przekonać się, dlaczego tak się dzieje. Ich celem jest zbadanie mechanizmu podejmowania decyzji konsumenta lub inwestora. Dlaczego jeden wynalazek się przyjmuje, a inny nie. Wyniki tych badań bywają zaskakujące. Pomijając tak przełomowe wynalazki, jak maszyna parowa, odkrycie właściwości i zastosowań krzemu lub wyprodukowanie pierwszej pralki, okazuje się, że w dużej części ludzie:
- uważają, że nie zawsze potrzebują najbardziej wyrafinowanych wynalazków lub pomysłów,
- nie chcą się uczyć czegoś nowego i wolą pozostać przy rozwiązaniach, które znają,
- z góry uznają, że nowe rozwiązania są na pewno drogie i nie warto ich stosować,
- nie chcą w ogóle wydawać pieniędzy na zmiany (z chęci oszczędzania),
- informacja o użyteczności nowego produktu do nich nie dotarła.
Niestety większość z tych obserwacji jest prawdziwa tylko w krótkim okresie, czyli na początku cyklu życia nowego produktu, pomysłu, wynalazku. Zupełnie inaczej jest w długim okresie: większość innowacji wchłanianych jest z czasem jak gąbka przez większość ludzi (oczywiście w różnym stopniu przez różne kultury, branże etc.). Odnieśmy się jednak do powyższych obserwacji na tle praktyki naszej branży (bezpieczeństwa pożarowego). Dla lepszego zrozumienia problematykę tę powinniśmy analizować w dwu płaszczyznach: technicznej i finansowej.
Z technicznego punktu widzenia: aby nowinki mogły zostać zaakceptowane, muszą być zauważone. W dobie powszechnego dostępu do informacji (Internet) tę sprawę można już coraz częściej pominąć. W przypadku dóbr konsumpcyjnych innowacje są dość trudne do zaakceptowania przez starszych nabywców, a zdecydowanie łatwiejsze do przyjęcia dla młodszych. Ta dość ogólna teza ma częściowe odzwierciedlenie w praktyce naszej branży (choć niezupełnie wśród specjalistów): w szkoleniach, seminariach, warsztatach udział biorą w zdecydowanej większości młodsi inżynierowie. Oni także częściej stosują w praktyce nowe technologie, wprowadzają więcej innowacji do swoich projektów i instalacji (nowoczesne detektory, elementy automatyki, sposoby instalacji, projektowania etc.). Ci starsi z kolei podchodzą do nowinek z większym sceptycyzmem, jakby nie do końca ufając prelegentom, i nieco częściej pozostają przy swoich przyzwyczajeniach lub preferencjach związanych bardziej z ludźmi (przedstawicielami firm) niż z samymi produktami. Efekt tego można także dostrzec w opracowaniach projektowych, gdzie mimo uczestnictwa w szkoleniach i kursach pewna (na szczęście niewielka) grupa bardziej doświadczonych specjalistów nadal wykorzystuje urządzenia i rozwiązania inżynierskie, które przyswoiła sobie kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat temu. Trochę szkoda, bo oni przecież także kiedyś, czytając Lema czy Clarka, marzyli o lotach w kosmos i wczasach na księżycu lub o tym, by siedząc w zaciszu swego domu, móc np. nadzorować system bezpieczeństwa w innym mieście. Na szczęście, jak już wcześniej wspomniano, wśród starszych specjalistów przeważają tacy, którym siwizna nie przeszkadza w myśleniu innowacyjnym, w dążeniu do spełnienia marzeń, do bycia nowoczesnymi. Ich wielkie doświadczenie życiowe i zawodowe doskonale pozwala odseparować podawane im dzisiaj informacje ważne od nieważnych, rzetelne od nierzetelnych i informacje użyteczne od czczej „marketingowej gadaniny” prześcigających się w zdobyciu ich względów producentów. Choć myślących w ten sposób specjalistów jest niewielu, są to ludzie XXI wieku – w każdym tego słowa znaczeniu.
Ponadto na prawdziwe mentalne i praktyczne przejście w XXI wiek nie pozwala często zwykłe ludzkie lenistwo. To błąd, ponieważ nowoczesne technologie – szczególnie w branży bezpieczeństwa pożarowego – są niezbędne do spełnienia głównego celu wszystkich uczestników tego rynku, a mianowicie: zabezpieczenia ludzkiego zdrowia, życia i mienia – w jak najwyższym stopniu.
Aspekt finansowy z kolei to już poważniejsza sprawa. To także – jak śpiewał Eric Clapton w jednym z największych przebojów – „wielka iluzja” (Grand Illusion). Praktyka największych firm w branży wyraźnie pokazuje, że najnowsze technologie stosowane dzięki nowoczesnym wynalazkom, patentom i dużej skali produkcji wpływają nie na podwyższenie cen produktów, lecz na ich obniżenie, a więc na duże oszczędności finansowe. Przykładów w branży jest wiele, między innymi znana doskonale w Polsce i na świecie firma Schrack Seconet, której wysokiej klasy produkty były w połowie lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku znacznie, nawet kilkakrotnie, droższe od produktów konkurencyjnych. W ostatnich latach w celu obniżenia kosztów produkcji firma przeniosła zakłady produkcyjne z droższej pod tym względem Austrii do Niemiec (tak, nie do Chin) i dokonała kolejnych cięć cenowych, podnosząc przy tym jeszcze bardziej (sic!) jakość i użyteczność rozwiązań. Najnowszy system wykrywania pożaru Integral IP jest obecnie jednym z najlepiej sprzedających się systemów bezpieczeństwa na świecie! Nie do pomyślenia dwadzieścia lat temu było sprzedawanie najnowszych, interaktywnych czujek multisensorowych (wielokryteryjnych) w cenie dostępnych powszechnie zwykłych czujek optycznych. Przykładów w branży można by przytaczać dziesiątki, co tylko potwierdza postawioną wyżej tezę, że każda innowacja jest akceptowana przez większą cześć rynku w długim okresie, a także nie oszczędza się pieniędzy na pozostawaniu mentalnie i praktycznie w ubiegłym stuleciu.
A co z chęcią zaoszczędzenia kilku złotych – oby tylko nie wprowadzać zmian, bo to przecież kosztuje? Wiek, którego pierwsza dekada właśnie zbliża się ku końcowi, to wiek gwałtownych zmian, częstszych niż w poprzednich latach nagłych i nieoczekiwanych zwrotów akcji i sytuacji rynkowych. To wiek, w którym, jak pisał wielki filozof austriacki Joseph Schumpeter, wieją wichry twórczej destrukcji. Aby była ona twórcza, nie można trzymać się kurczowo przyzwyczajeń z poprzedniej epoki i nie uwzględniać zmian otoczenia. Taniej jest dostosowywać się do nich od razu, bez zbędnej zwłoki. Zdecydowanie więcej oszczędzamy, wprowadzając innowację dziś, niż czekając na moment, w którym będzie ona niezbędna do dalszego funkcjonowania. Dzisiaj mamy wybór i możemy decydować o tym, co i za ile kupimy. Kiedy zmiana stanie się konieczna (np. przy kompletnej degradacji posiadanego systemu bezpieczeństwa po wielu latach jego eksploatacji), rzeczywiście kosztować będzie więcej, bo siła przetargowa kupującego znacząco się osłabi. Dostawca będzie dyktował cenę, trzymając nóż na gardle kupującego. Przykładów na to w naszej branży jest sporo. Dokładnie odwrotnie zachował się Schrack, który jako pierwsza firma w branży i na razie jedyna na rynku opracował specjalne pakiety serwisowe do swoich systemów, mające na celu uaktualnienie zarówno sprzętu, jak i oprogramowania (oferowanego dziesięć, a nawet dwadzieścia lat temu) do rozwiązań najnowszych, skrojonych na miarę XXI wieku. Już dzisiaj inwestorzy i instalatorzy mogą opracowywać plany modernizacji systemu sygnalizacji pożarowej, budżetując na to niewielkie sumy, i dzięki temu uzyskać możliwość znaczącego obniżenia kosztów jego eksploatacji w przyszłości. Dzięki takim rozwiązaniom spadają koszty eksploatacji systemów, serwisu i obsługi pogwarancyjnej. Zmiana przynosi oszczędności, a nie dodatkowe koszty. Aby myśleć w ten sposób, trzeba natychmiast przenieść się w XXI wiek. Dźwigając na barkach odpowiedzialność za życie innych ludzi, a także mając na względzie dobro własnej kieszeni, trzeba przenieść się do… teraźniejszości. Ta teraźniejszość to dawna przyszłość, ale bardziej realna, bo teraźniejsza i dostępna. Co prawda nie wszystko złoto, co się świeci, ale warto dokładnie przyjrzeć się metodom i praktykom XXI wieku – i dzięki nim przenieść się o dwieście lat do przodu… No, dobrze: o sto.
Autor żywi wielką nadzieję, że ten artykuł obudzi w specjalistach z branży ducha rozwoju, innowacji, a także jeszcze bardziej wzmocni potrzebę poznania i wyzwoli w czytelnikach poczucie konieczności dalszego dążenia do urzeczywistnienia marzeń. Nie tylko w sferze postanowień noworocznych i świątecznych życzeń, ale także w codziennej pracy, w służbie na rzecz innych ludzi – bo przecież tym się wszyscy zajmujemy – gorąco zachęcam: wejdźmy śmielej w XXI wiek.
Grzegorz Ćwiek
Schrack Seconet Polska
Zabezpieczenia 1/2011